Długo długo nic i... mamy ściany
Ostatnie tygodnie upłynęły nam na czekaniu i coraz większemu wkurzaniu na naszych budowlańców.
Po przerwie technologicznej po wylaniu stropu nad piwnicą przeszkodził im deszcz, mimo, że wszystkie okoliczne ekipy pracowały. Następnie przyszli murować na cały jeden dzień! Po czym zepsuł im się samochód, co uniemożliwiło im pracę przez praktycznie cały tydzień.
W międzyczasie odbyły się niezbyt przyjemnie rozmowy z wyjątkowo bezczelnym szefem ekipy, który opowiadał nam bajki, że wypożyczenie auta kosztuje go 4 tys. dziennie i przekonywał, że wszystko to co się dzieję to wina kierownika budowy (bo ogłosił tygodniową przerwę po wylaniu stropu) i nasza (bo nie mieliśmy świadomości, że tak szybko zostaną wykorzystane zamówione przez nas Ytongi i następna partia przyszła w środę a nie we wtorek). Sam jest niewinny jak baranek i jak ja sobie to wyobrażam, że jego pracownicy będą autobusem na budowę dojeżdżać (4 dorosłych chłopa widocznie nie posiada żadnego samochodu). Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie powiedział od razu kiedy wejdą, mimo mojej prośby żeby szczerze dał znać, jeśli muszą skończyć gdzieś indziej, tylko zwodził nas z dnia na dzień i kręcił. Wiem, że to norma przy ekipach budowlanych, ale nerwy mimo wszystko się pojawiły.
Na szczęście w poniedziałek wszystko ruszyło i w dwa dni stanęły wszystkie ściany parteru.
Tak było w poniedziałek wieczorem (niestety ciemno robi się już bardzo wcześnie i ciężko będzie wrzucać zdjęcia przy świetle dziennym)
A tak we wtorek
Teraz czeka nas szalowanie, a w przyszłym tygodniu zalewamy strop :)
Pozdrawiamy
Ania i Piotrek